Moja przygoda z szyciem zaczęła się mniej więcej w 6 miesiącu ciąży. To właśnie wtedy przestałam pracować (bynajmniej nie dlatego, że nie chciałam) i okazało się, że cierpię na nadmiar czasu. Nie lubię nic nie robić, a od bezczynności boli mnie głowa :) Dlatego zaczęłam szukać sposobów na kratywne spędzenie danego mi czasu. Z pomocą przyszedł "wujek Google" i całam masa pomysłów które tam znalazłam. Nie będę Was zamęczać opowieściami o moich krzywych początkach z papierową wikliną, szumnym przerabianiu mebli (skończyło się na pufach i szafeczce), czy poległych próbach z szydełkowaniem :). Jednak pewnego dnia wzięłam do ręki materiał, igłę i nitkę i to było TO. Zakochałam się w szyciu od pierwszego wbicia igły. Pierwszą rzeczą jaką uszyłam była maskotka sówki z szeleszczącym wnętrzem. Ależ byłam z siebie dumna :) Aż stworzyłam odrazu trzy egzemplarze:
Póżniej szyłam wszystko to, co dało radę uszyć ręcznie. Od śliniaczków, przez czapeczki, kapciuszki, pluszaki, poszewki na poduszki, woreczki, girlandy, jedzenie z materiału, apaszki, torby, breloczki, książeczki, aż po skarpety i ozdoby świąteczne :)
nie udało mi się znaleźć wszystkiego i bodajże dwa zdjęcia w programie się zdublowały, ale i tak muszę z dumą przyznać, że trochę się tą igłą namachałam :))
Od czasu pierszego razu z igłą i nitką, minęło dwa lata, a ja wciąż uwielbiam szycie. No i doczekałam się wreszcie. Pisałam Wam niedawno, że stałam się szczęśliwą (baaaaardzo szczęśliwą) posiadaczką maszyny do szycia. I odrazu muszę przyznać, że to już zupełnie inne szycie. Przez dwa lata ręcznego machania igiełką bardzo dużo się nauczyłam. Jak korzystać i tworzyć wykroje, że istnieje coś takiego jak ścieg kryty, że tam gdzie jest guzik (a ręcznie nijak nie da się obszyć dziurki) można zrobić pentelkę, albo po prostu rzep, czasem wystaczy uciąć w odpowiednim miejscu i dzięki temu wykorzystać już gotowe zszycie, np. u dołu bluzy, z czego powstanie czapka i mogłabym tak wymieniać bez końca. Teraz przy maszynie, czuję się trochę jakbym znowu stawiała pierwsze kroczki. Różne ściegi, stopki, nawlekanie, opanowanie tej maszyny :) I wiecie co? Nachodzi mnie tylko jeden wniosek; dlaczego tak długo musiałam na nią czekać??? Ręce aż mi się palą do pracy! Narazie jednak raczkuję i realizuję proste projekty i wciąż nie mogę się doczekać kiedy skoczymy po materiały. Tak, tak jeszcze tego nie zrobiłam, ale szykujemy się na nalot na Ikea (to się chyba nie odmienia?) :)
Pokazywałam Wam ostatnio moją pierwszą uszytą bluzeczkę na maszynie, a dziś pokażę, moje dalsze próby okiełznania jej.
Uszyłam spodenki dla Bena (wykrój z bloga: caila made), który w tym czasie dzielnie układał materiał, żeby paski się mamie zgadzały :)
A wczoraj uszyłam sukieneczkę dla wyjątkowej malutkiej dziewczynki. Wykrój z bloga: shwinandshwin
Jak tylko nieco bardziej rozpracuję maszynę, to na pewno więcej o niej napiszę...
Tymczasem, wieczorem zerknijcie jeszcze raz do najnowszego posta "KALENDARZ WYDARZEŃ, CZYLI SILESIA SIĘ NIE NUDZI!", gdyż będzie aktualizacja i nowe pomysły na Dzień Dziecka.
Judyta.
mama silesia na facebooku